Obrazy Arantzazu Martinez, wychodzą na przeciw tęsknotom za tą częścią sztuki, która dziś wydaje się już przebrzmiała, nieistniejąca, archaiczna, czyli za malarstwem, którego filarem były doskonałe zdolności warsztatowe, znakomite zrozumienie harmonii kompozycyjnej, właściwe użycie symbolu, który współgra z ukazaną ideą piękna, a także pewna szczypta cudotwórstwa, które sprawia, że realizm przedstawionych postaci wcale nie wyklucza istnienia magii. Widać też w malarstwie Arantzazu Martinez wielki szacunek do tradycji ikonografii, wręcz kult w stosunku do malarstwa akademickiego, bo patrząc na jej obrazy mamy wrażenie, że spłaca ona dług wdzięczności minionym czasom, kiedy to sztuka malarstwa była jedną z najtrudniejszych sztuk, bo wymagała wysokich kwalifikacji technicznych i odpowiednio ukształtowanej wyobraźni, którą posiadali tylko nieliczni wybrańcy. Może z tego powodu jej obrazy są niezwykle przemyślane kompozycyjnie, zaś mistrzowskie traktowanie światła i ludzkiej postaci tchnie jakąś wewnętrzną magią i fantazją, w obrazach artystka celebruje kobiece piękno, ukazuje władzę kobiet, nie ma tam cienia ironii, żartu czy groteski, pędzel prowadzony wyobraźnią artystki sprawia, że obrazy tchną jakąś ponadczasową i przejmującą powagą, monumentalizmem, szczególnie w scenach ukazujących mitologiczne postacie. Wiem, że w czasach dystansu, powszechnego żartu, drwiny, ironii, cynizmu, sarkazmu i ucieczki od tematów ważnych, tego rodzaju malarstwo nie jest dla każdego. Zwłaszcza, że artystka często używa światła jako narzędzia wywoływania oczywistych emocji, jej obrazy napełniają wtedy poczuciem ciekawości, chęci zrozumienia rozpoczętej w obrazie narracji. Nie każdy chce wyruszyć w taką podróż, bo nie wiadomo gdzie ona nas zaprowadzi.
mostra menos